poniedziałek, 27 lipca 2015

Relacje z małymi dziećmi. Dlaczego T. Gordon nie zgodziłby się na "wrzucanie" małych dzieci do wody?



"Wrzucanie",  czyli zmuszanie małych dzieci do kontaktu z wodą (morze), to  dla mnie widok dość smutny podczas urlopu.  Często wyglądało to tak: Mama lub tata z dzieckiem na ręku idą w stronę morza. Im są bliżej, tym bardziej słychać bunt dziecka. Apogeum płaczu i bezsilności dziecko osiąga już w wodzie, gdy na siłę jest zanurzane w czymś dla niego obcym, wielkim i zimnym.

Twarze rodziców mówią wiele, przeważnie są smutni (Starają się, a dziecko płacze!), zażenowani (...ponieważ inne dzieci bez trudu wchodzą do wody.), zdenerwowani (Zapłacili bowiem, by przylecieć tu, gdzie zawsze jest słońce, a dzieciak się drze...), obojętni (Ukrywają emocje, bo inni się patrzą.). Przeglądam się ich twarzom i znajduję na nich te same rozterki, które kiedyś i ja miałam.

Dlaczego T. Gordon prawdopodobnie by się nie zgodził na wrzucenie dziecka gwałtem do wody?

Nawet niemowlęta mają swoje potrzeby, które dorosły musi zaspokoić, ponieważ dziecko na tym etapie rozwoju jest uzależnione od dorosłego. Jeśli nie mówi jeszcze, to jedyny język jakim komunikuje swoje potrzeby jest: Płacz.
To, że dziecko nie umie mówić, nie powinno dorosłego "rozgrzeszać" z aktywnego słuchania komunikatów niewerbalnych (płacz). Rodzic to trochę taki "agent", który powinien chcieć rozszyfrować ten lub inny komunikat swojej pociechy.

Przedstawię wymyślone, ale realne sytuacje. W jednej będzie rodzic, który próbuje aktywnie słuchać i opowiadać na potrzeby dziecka, w drugiej (częstszej), który nie słucha i stosuje blokady komunikacji.

Mama/tata zbliża się do wody i zanurza stópki dziecka w wodzie.
Dziecko zaczyna płakać.
Mama, bierze je na ręce mówiąc np.: "Zimno ci w nogi." -  i zabiera dziecko na piach.
Dziecko płacze dalej.
Mama: "Chce ci się pić." - i daje mu pić.
Dziecko płacze dalej...
Mama: "Jesteś głodny." - i daje mu np. banana.
Dziecko przestaje płakać.
Sytuacja mogłaby wyglądać inaczej, może inna potrzeba byłaby do zaspokojenia, ale to, co zrobił rodzic, było pójściem za "głosem" dziecka.

Sytuacja mogłaby wyglądać też tak:(i tak wyglądała, niestety często)
Mama/tata zbliża się do wody i zanurza stópki dziecka w wodzie.
Dziecko zaczyna płakać.
Mama wchodzi dalej i zaczyna mówić:
"Nie płacz, nie płacz"
Dziecko płacze coraz głośniej.
"Zobacz jaka ciepła woda"
Płacze.
" Chlupu , chlupu"
Płacze.
" Popatrz wysoko leci samolot"
Płacze.

Co gorsza, rodzice zaczynają się śmiać ( często z własnej bezsilności, oni się tak starają, a ten dzieciak ryczy i ryczy).
Ta sytuacja blokuje zarówno rodzica i dziecko. Rodzic wychodzi z wody, sadza, lub kładzie dziecko na piachu i daje mu się wypłakać. Dziecko takie potrafiło długą chwilę płakać, w końcu trudno mu się dziwić, czuło się niewysłuchane w swoich potrzebach i nieakceptowane. 

Odpowiedzialność za komunikację (podkreśla T. Gordon) między dorosłymi a dziećmi spoczywa na dorosłych! To my, rodzice, jesteśmy pierwszymi nauczycielami dzieci.

"Aby móc skutecznie pomagać konkretnemu dziecku w jego indywidualnej sytuacji, ojciec czy matka muszą dziecko zrozumieć. Osiągają to przede wszystkim poprzez uważne słuchanie komunikatów dziecka, choćby tylko niewerbalnych."

Anna Rozdejczer

Thomas Gordon "Wychowanie bez porażek".





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz