niedziela, 14 lutego 2016

W co (po)grywają nasze dzieci?


Tatjana Kaufmann

Bycie rodzicem w obecnych czasach to niezłe wyzwanie. 

Ciągłe podejmowanie decyzji: dać komputer, czy nie?

Kupić komórkę, czy nie?

Pozwolić na grę, czy nie?

Tak, tym razem będzie o dylematach współczesności. Chciałabym osiągnąć w tych „medialnych” sprawach  pewien wygodny konsensus, by wiedzieć, że nie szkodzę własnym dzieciom i zarazem nie odcinać ich od dobrodziejstw XXI wieku.

Myślę sobie, że rady typu nie mieć w domu komputera, czy telewizora niezbyt mnie przekonują, bo jak tu pokazać mikrokosmos lub inny dokument np. o Nowej Zelandii na ekraniku kompa? To nie ten sam efekt. Z kolei zrezygnować z kompa, to nie móc mieć dostępu do świata, do rodziny za oceanem, do konta w banku, czy do ciuchów, które nie ważne, że przez Internet, ale też chcą być kupione.


Czy można więc żyć bez RTV i PC lub pochodnych? Pewnie tak, ale to nie moja bajka. Lubię korzystać  z techniki.
Tyle, że co innego ja, a co innego moje dzieci.
O siebie się nie martwię, że wejdę na strony, które nie są dla mnie. Mam w sobie taki filtr, który jak tylko kątem oka coś zauważę, to odwracam wzrok. 
Dzieci tego nie potrafią… Dzieciaki są jak gąbka, chłoną wszystko…
Włos się jeży, co na pierwszej stronie YouTube można spotkać…
Dzieciaki nie mają złych intencji, one chcą tylko znaleźć np. muzykę albo fragment teledysku (to na osobny wpis, nie macie wrażenia, że są niekiedy potwornie ohydne?), a to co spotkają po drodze, niestety zostaje im w głowie.

Mózg koduje wszystko, a potem niekiedy wywala z siebie cały ten „brud”: poprzez lęki, agresję, problemy z kładzeniem się spać, z baniem się przed byciem samemu, przez wycofanie się, zamknięcie w sobie itp., itd.
Te oznaki to taki wierzchołek góry lodowej, pod którą czai się z reguły wiele „okropieństw”.


Mimo wszystko uważam, że błędnie przyjęło się, że komputer jest straszny, deprawuje dzieci, istny diabeł wcielony. Tak będzie, jeśli rodzic nie przeprowadzi dziecka pewnymi „uliczkami” świata wirtualnego i co jakiś czas nie zajrzy co jego pociecha ogląda, co jest na „tapecie”. 
Ja z moimi dziećmi mam pewne umowy, co do słuchania muzyki, klikania na różne strony. Nie jest idealnie. Jednak staram się znaleźć codziennie chwilę, by poklikać z nimi, by zobaczyć w co grają, posłuchać tekstów, których słuchają. By im towarzyszyć! 
 
Bo nie chodzi o to według mnie, by zrobić karczemną awanturę i podnosić larum zwrotami typu: W co ty grasz? Natychmiast to skasuj!

Nie chcę być policjantem, który „rozstrzeliwuje” swoje dzieci.

Osiągnięcie, że  dziecko przy Was już oglądać pewnych rzeczy nie będzie, nie jest uspokajające bo, jeśli tylko z pola widzenia znikniecie, nic nie pohamuje dzieciaków, by nie klikać tu i tam.
Wiem także, że jeśli zabronię czegoś definitywnie, dzieciak idąc do kolegi, może chcieć zrobić mi na złość. To droga donikąd.

 
 
Anna Rozdejczer
 

 

2 komentarze:

  1. U nas udało się bez telewizora. Mamy rzutnik i sprawdza się bardzo fajnie. Komputer jest, bo być musi, ale pod odpowiednim nadzorem zachowuje się łagodnie i nie gryzie dziecka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli można znaleźć wyjście z sytuacji, nie "obrażając" się na sprzęty elektroniczne! :)

      Usuń