środa, 7 grudnia 2016

Jaki związek mają relacje i oczy? - Wpis gościnny.



Czwartkowy blog oddajemy dzisiaj w ręce Barbary Pakuły*. Chciałyśmy poprzeć akcję, która wydaje nam się ważna dla rodziców i dzieci dotkniętych problemami widzenia.

Jaki związek mają relacje i oczy?

Dzisiaj nie będzie o tym, że w rozmowie jest ważny kontakt wzrokowy – dzisiaj będzie o zaburzonych relacjach i pewności siebie dzieci, które mają problem z niedowidzeniem i zezem. 

Odkąd pamiętam nosiłam okulary i doskonale wiem, jaki to ma negatywny wpływ na sposób myślenia dziecka o sobie. Gdy moja córka  Zosia miała 3 lata dowiedziałam się, że ma dużą nadwzroczność i niedowidzenie lewego oka. 

To była szokująca wiadomość. 

Podjęliśmy wyzwanie z zaklejaniem oczka. Postanowiłam zrobić wszystko, by Zosia nie miała złych skojarzeń z okularami.

Bunt, łzy i niezrozumienie.

Dobra relacja Rodziców z dzieckiem jest w tym momencie kluczowa.

Przełożenie strachu związanego z przyszłością widzenia na dziecko, nigdy nie jest dobrym rozwiązaniem. Jeżeli ktoś zaklejał "dobre" oczko, zmuszając niedowidzące oko do widzenia, wie jakim buntem, maluch reaguje na tą sytuację. 
Dziecko nie chce korzystać z gorszego oka. Noszenie plasterka nie jest przyjemne, a odrywanie go boli. Dlatego rozbudzone emocje towarzyszą zaklejaniu oka niemal codziennie.

Warto jednak pracować nad sobą, nad dzieckiem i wspólnie. Tylko relacja i ciepło pomoże zaakceptować dziecku nową, zupełnie nieprzyjazną sytuację. Każdy postęp w terapii to wspólne święto.

Zosia miała dużo szczęścia w tej sytuacji, ponieważ jestem optometrystą i o terapii widzenia wiedziałam już całkiem sporo, chociaż wtedy była to wiedza tylko akademicka. Podejmując wyzwanie ćwiczenia oczu z Zosią postanowiłam maksymalnie ułatwić jej terapię.

Książeczki anaglificzne.

W taki sposób powstały książeczki, a raczej ćwiczenia anaglificzne, które łączyły naukę wczesnoszkolną i terapię widzenia. Żeby je rozwiązać potrzeba jednoczesnej pracy obydwu oczu i okularów czerwono-zielonych. W jednym czasie mogłyśmy uczyć się, bawić i utrwalać widzenie obuoczne.




Ćwiczenia, które zostały przygotowane dla Zosi, chcę opracować i wydać w formie książki. Chciałabym, żeby dostęp do tych ćwiczeń miały wszystkie dzieci, które pod okiem terapeutów rozwijają swoje widzenie.

Jeżeli chcesz nam pomóc możesz wesprzeć naszą akcję na PolakPotrafi.pl 



Dzisiaj Zosia ma sześć lat. Po niedowidzeniu nie ma śladu. 
Przy okazji otworzyłam gabinet Terapii widzenia i obok okularów oraz soczewek kontaktowych zajmuję się ćwiczeniem oczu.

Wiedząc z jakimi uczuciami zmagają się dzieci i Rodzice mogę ich wspierać. 

Więcej na temat autorki, jej książki, która realnie może pomóc dzieciom zmagającymi się  z problemem niedowidzenia czy zeza na blogu: http://barbarapakula.pl/




*Barbara Pakuła
Jest optometrystą (NO10201), terapeutą wzrokowym i  kontaktologiem.
Zajmuję się wykonywaniem badań optometrycznych u osób dorosłych oraz dzieci. Diagnozuje zaburzenia i prowadzi Optometryczną Terapię Widzenia (OVT) w zakresie m.in.: zeza, niedowidzenia, zaburzeń akomodacji, zaburzeń ruchów oczu oraz zaburzeń koordynacji wzrokowo-ruchowej. 

czwartek, 1 grudnia 2016

Rodzice - nie psujcie dzieci!




Nie psujcie dzieci! 

Mam wrażenie, że my dorośli (nie wszyscy oczywiście i nie zawsze) czasami nie potrafimy się zachować w bardzo prostych sytuacjach, a to rzutuje na zachowania dzieci.

Wyraźnie peszą nas niektóre momenty typu: stojąc przy kasie zdajemy sobie sprawę z tego, że kupiliśmy przez przypadek drogi niepotrzebny artykuł. Zamiast wycofać się, część z nas kupuje, no bo to głupio tak rozmyślić się w ostatniej chwili. A przecież mamy prawo powiedzieć nie. 

Głupio nam odmówić, gdy inne dziecko podchodzi i prosi wasze dziecko o łopatkę w piaskownicy. Nie wypada odmówić, trzeba się dzielić… 
Ech, oczywiście dobrze jest kształtować postawy społeczne, ale czy zawsze? 

No właśnie, bywa tak, że maluszek ma z tym problem, który bywa związany  z etapem rozwoju,  gdy uważa wszystko za swoje.  Czy upieranie się, że drugiemu dziecku trzeba zawsze i za wszelką cenę pożyczyć jest słuszne?... Można mnożyć takie dyskomfortowe, „głupie” sytuacje. 

Ostatnio zrobiło mi się smutno, bo  byłam świadkiem jednego z takich „niewygodnych” momentów. Tata w centrum handlowym chodził z dzieckiem w wieku około 2 lat. Wtem synek podbiegł do wózka z małym dzidziusiem, do obcej pani. 
Pani prawie nie zwolniła, a ojciec podbiegł (jakby dziecko zrobiło coś złego i szybko wziął go na ręce) po czym odwrócił się i odszedł… 
Nie trzeba zgadywać, że dziecko na ręku rozpłakało się, wyciągnęło jeszcze ręce w kierunku wózka… 
Niewzruszona pani dalej pchała wózek przed siebie. 

Jeśli my rodzice nie włożymy trochę wysiłku, by zatrzymać się dla drugiego człowieka, mam obawę, że zgubimy człowieczeństwo. To mogła być piękna lekcja, by nauczyć się zwracać uwagę na małe, drobne radości. 

Nie słyszałam, co mówił Pan, ale obstawiam, że pewnie przeprosił za zamieszanie… A czy można było inaczej? Na przykład:
- Dzień dobry Pani, mój synek ciekawy jest, kto tam siedzi?

 Mógłby wziąć ciekawskiego na ręce, by  ten lepiej widział. Powiedział by, że to bardzo mała dzidzia. Zapytałby się jak ma na imię? I tak dalej… A dziecko nauczyłoby się, że ciekawość to nic złego, że maluchy są w porządku, tylko wyglądają inaczej… Dziecko zrobiło by pa pa dzidzi i tyle. 

Nawiązana relacja, nie byłaby relacją nieudaną i nie rokującą w przyszłości, nie byłoby płaczu i wierzgania nogami na tatusiowym ramieniu. Zupełnie nie zdziwiłby mnie fakt, gdyby dziecko następnym razem podeszło i uderzyło w wózek.
Anna Rozdejczer


Isabelle scream