wtorek, 22 marca 2016

Ty niegrzeczny/a! Idź natychmiast do kąta!







Nie ma niegrzecznych dzieci… czyli kilka słów o tym, czemu nie stawiamy dzieci do kąta.

W skrócie, bo skupiamy się na zachowaniu, a nie na potrzebach.

Załóżmy, że  X zachowywał się niegrzecznie i mama stwierdziła, że postawi go do kąta. 

Rodzi się podstawowe pytanie, co to znaczy niegrzecznie?

Za każdym (również niestosownym) zachowaniem ukrywa się potrzeba i wielka chęć  jej zaspokojenia. 
Dziecko robiło coś (lub mówiło), co prowadziło go do zaspokojenia potrzeby, ale weszło w konflikt z potrzebami rodzica. Rodzic postanowił nie dojść do sedna problemu, ale skupił się na zachowaniu.

Załóżmy, że X mówił do brata: „Jesteś głupi!”

„Marsz do kąta!” interweniuje rodzic, bo przecież nie może przyzwolić na takie zachowanie.

Żadna to nauka dla dziecka. Czemu? 

Bo dziecko nie zostało wysłuchane. Może okazać się, że u źródła leży np. zazdrość o brata, lub, że za mało czasu macie dla niego. 

Jaką w kącie może pobrać naukę?

Zakładam, że coś w stylu: Nikt mnie nie rozumie. Moje potrzeby są nieważne. Następnym razem będę cicho, ale coś zrobię bratu, kiedy rodzice nie widzą. Oni mnie nie kochają. Kochają tylko mojego brata.

Co więc możemy zrobić? 

Ja bym zrobiła tak:

Próbowałabym wysłuchać dziecko, nazywając emocje, których doświadcza: „Jesteś zdenerwowany! Wściekasz się na brata! Wydaje się, że masz go dość!”
Powiecie za mocne, a ja odpowiem wcale nie, bo wreszcie emocje dziecka zostają nazwane. 

Dziecko czuje się wysłuchane.

Odpowie nam na nasze stwierdzenia, a poprzez to dojdziemy do sedna jego zachowania. Dzięki słuchaniu zostaną przywrócone proporcje między emocjami, a myśleniem. 
Temperatura uczuć dziecka  znacznie opadnie, to spowoduje, że uświadomi sobie ono, co w nim tkwi. Może też zdarzyć się tak, że znajdzie własne wyjście z trudnej sytuacji.

Słuchać  możecie wówczas, gdy nie będziecie narzucać swoich wizji i interpretacji jego zachowania. 

Tylko poprzez słuchanie możecie dojść do potrzeb dziecka!

Jeśli jednak zdarzy się tak, że to co dziecko robi lub co mówi, wpływa na was negatywnie, do tego stopnia, że tym razem wy zaczynacie odczuwać, że borykacie się z problemem, to bardzo ważne jest, moim zdaniem, powiedzenie dziecku, jak my się z tym czujemy i jak jego zachowanie wpływa na nas.  

Nie chce ci się tego robić?

Możesz spowodować, że dziecko będzie podążać drogą z pierwszeństwem przejazdu. To znaczy, że dziecko nie nauczy się brać pod uwagę, tego jak mogą się czuć inni.
To są dzieciaki, które widzą siebie i swoje potrzeby – tylko. 
Nie dlatego, że są złe, czy niegrzeczne, ale dlatego że nie mieliśmy siły, nie chciało się nam, powiedzieć mu jak nam ciężko, smutno, jak nas to wkurza i jaki ma to dla nas skutek np. boli mnie głowa lub pękają bębenki w uszach itp.

Rodzice są pierwszymi najważniejszymi nauczycielami dzieci, a więc do dzieła!
Anna Rozdejczer
Szanuję prawa autorskie:
no volume control



środa, 16 marca 2016

(Nie) słuchanie. Popatrz jakie błędy najczęściej popełniają rodzice!



 (Nie) słuchanie? Słuchamy codziennie męża, żonę, dzieci, szefa, kolegów itd. 

 Czy aby naprawdę słuchamy? Słuchanie nie równa się słyszeniu.
 Świetnie obrazującym przykładem, słyszenia ale nie wysłuchania,  jest fragment o zupce pomidorowej z filmu " Dzień Świra", wyreżyserowany przez p. Marka Koterskiego. Szybkie odświeżenie pod tym linkiem:
https://www.youtube.com/watch?v=DmXKas7TJbE

 Obejrzałam tę scenę już kilkukrotnie i za każdym razem, kiedy widzę przebieg wizyty "symbolicznego syna" u "symbolicznej matki"  jestem coraz bardziej przejęta i trzymam za siebie kciuki (obym tak nie skończyła na swojej rodzinnej scenie - mam dwóch synów;-).

 Wizyty  Adasia u mamusi, która jest przecież najbliższa człowiekowi, kiedyś wydawała mi się prześmieszna. Jednak po tym, jak wgryzłam się w temat relacji, komunikacji i aktywnego słuchania* patrzę na nią, z zupełnie innej perspektywy. Teraz ten "obraz" relacji w rodzinie jest dla mnie, co najmniej bolesny. 

- Dlaczego? 

Mamusia głównego bohatera, znerwicowanego Adasia Miauczyńskiego jest rewelacyjna w swojej roli. P. Koterski strzelił w dziesiątkę przedstawiając błędy rodzicielskie w (nie) słuchaniu, kiedy dziecko ma problem, właśnie w tak dobitny i bezlitosny sposób.

Błąd pierwszy (nie) słuchania. Wypytywanie, zadawanie pytań. 
- Jak to? Rodzi się pytanie. 
- Jak mam się czegoś dowiedzieć nie pytając? Bardzo prosto. Wystarczy uważnie, aktywnie słuchać. Często rodzice wypytując dziecko tworzą barierę. Osobiście, kiedy mam problem, jestem rozemocjonowana i chcę coś opowiedzieć, zrzucić z siebie balast, wypytywanie powoduje, że:
- czuję się wybita z rytmu opowiadania, 
- mam wrażenie, że osoba nie słucha tego co mówię, bo skupia się na zadawaniu pytań,
- zadaje mi pytania nie dlatego by mnie lepiej zrozumieć, ale by samej więcej wiedzieć.

 I tu jest sedno problemu wypytywana. Kiedy słuchamy osoby, która ma problem uwaga powinna być skupiona na tej osobie, pytania powodują, że uwaga przenosi się na osobę pytającą z opowiadającej. Tylko 100% koncentracja na dziecku mającym problem, daje jemu poczucie wysłuchania i akceptacji.

Błąd drugi (nie) słuchania. Dawanie rad. 
Znów się ciśnie. 
- Ale jak to? 
- Posiadamy wiedzę, jako rodzice, osoby bardziej doświadczone, przeżyliśmy przecież nie jedno! 
- Z nie jednego pieca chleb jedliśmy itd.
"...kiedy dziecko przeżywa problem, gdy jest sfrustrowane, zmartwione, wylęknione, zmieszane, nieszczęśliwe czy niezadowolone. W takiej sytuacji to, że rodzice udzielają informacji , przedstawiają fakty, może stać się przyczyną zakończenia rozmowy i zerwania komunikacji, może wywołać opór. Może zahamować usiłowanie dziecka, by uporać się z własnym problemem."**

Oto efekty dawania rad.
"1. Dzieci (w ogóle ludzie dorośli) nie są skłonne do przyjmowania logicznych argumentów, gdy są podniecone i muszą najpierw rozeznać się w swych emocjach.

 2. Często dzieci wiedzą już to, co im objawiamy jako wielką mądrość życiową. Nie chcą słuchać tego co już wiedzą.

 3. Często rodzice narzucają swoje rady, zanim zrozumieją, w czym leży problem dziecka. Wtedy ich pomoc jest niestosowna i myląca.

 4. Pouczenia i wykłady dają często dzieciom poczucie zależności, bycia pod opieką. Dzieci odbierają je jako komunikat, którego istota brzmi następująco: "Nie masz pojęcia, tylko ja wiem to, co trzeba. Jestem mądrzejszy od ciebie.". Taki komunikat rzadko kiedy bywa dobrze przyjęty.

 5.  Gdy któryś z rodziców udziela swej rady dziecku, mającemu jakiś problem, włącza się jako uczestnik tego problemu. Jego przesłanie wtedy brzmi: "Bez mojej pomocy nie potrafisz rozwiązać tego problemu....Przeszkadzamy w ten sposób dziecku podjąć odpowiedzialność za rozwiązanie problemu i przez to stać się niezależnym"**

Wymieniłam tylko dwa błędy z dwunastu, które popełniamy słuchając dzieci i innych osób. W "dobrym" słuchaniu jest ogromny potencjał rozwiązywania problemów. Naprawdę warto słuchać innych i dawać im pełną uwagę i akceptację. Popełnianie błędów powoduje szereg negatywnych konsekwencji dla dziecka (o czym szerzej w książce Thomasa Gordona "Wychowanie bez porażek"). 

Jednak, by aktywnie słuchać trzeba porzucić stare schematy i nauczyć się nowego sposobu. Czego wam serdecznie życzę.



                                                                                                                  Magda Kuprewicz









* Aktywne słuchanie - termin określający wsłuchiwanie (odzwierciedlanie) się w emocje dziecka, które ma na celu upuścić dziecku emocji i dać poczucie akceptacji i zrozumienia.
** Cytat z książki Thomasa Gordona "Wychowanie bez porażek w praktyce" Instytut Wydawniczy Pax, Warszawa 1993  

Szanuję prawa autorskie:


  Natalie Rukavishnikova



środa, 9 marca 2016

Jak ja choruję i jestem taka biedna, to niech inni też pochorują!




Szlag mnie trafia na brak odpowiedzialności wśród dorosłych. Brakuje nam podstawowej wiedzy o tym jak rozprzestrzeniają się zarazki i jak ważna jest higiena. 

Kiedy ja choruję, to zawsze myślę, o tych którzy są bardziej chorzy ode mnie np. na nowotwory, dla których jestem zagrożeniem życia. Argument, że  powinni siedzieć w domu jest krzywdzący. Pozostać w domu powinni tylko chorzy rozsiewający zarazki. Myślę sobie też o małych dzieciach (który system odpornościowy nie jest doskonały), nie muszą one chodzić z  nami na zakupy, bo to nie jest najlepsze środowisko do ich  rozwoju, ale czasami trzeba.

Zakładam, że wychodząc w „miasto” jestem zdrowa i tacy też są wokół mnie ludzie.

 Niestety to tylko pobożne życzenie. Żyjemy w dużych społecznościach  - więc świadomość częstego mycia rąk, noszenia maseczek przy chorych dzieciach, siedzenia  w domu i wyleżenia choroby powinna być kluczowa.

 To nie jest wstyd założyć maseczkę, wstyd jest jej nie założyć, gdy narażamy na chorobę innych. 

Pamiętam jak chorowałam na zapalenie krtani, kiedy dzieci były małe. Nie miałam gorączki, nawet kataru, tylko trudności w wysławianiu się. Natomiast, gdy moje dzieci (Zośka 2 lata i Staś lat 5) dorwali ode mnie tego samego wirusa  było tak źle, że wzywaliśmy pogotowie. Nic fajnego. 

Może następnym razem, kiedy poczujecie się nieswojo, zamkniecie się w domu.

Co z zakupami? Można zamówić przez Internet.

Co z mszą? W wyjątkowych sytuacjach możecie uczestniczyć we mszy przez Internet lub poprzez telewizję.

Obiad ze znajomymi? Odwołajcie, będą szczęśliwi i wdzięczni, że nie zaraziliście ich i dzieci.

Noście maseczki (do dostania w aptekach) przy innych osobach.

Myjcie ręce, a chusteczki od kataru wrzucajcie do torebek.

Świadomość życia w dużych enklawach powinna iść w parze z wiedzą jak sobie radzić z zagrożeniami i jak unikać chorób. Nie są to jak widać trudne sposoby.

Anna Rozdejczer
Fot.
Face Mask